Opiszę Wam dziś szampon, który ostatnimi czasy bardzo polubiłam. Jest to moje drugie spotkanie z szamponami PO, drugie udane. Wcześniej miałam wersję Aleppo, którą lubiłam, ale ta z minerałami z Morza Martwego spodobała mi się jeszcze bardziej. Poniżej możecie przeczytać, dlaczego:
W bardzo ładnej, turkusowej butelce z pompką mieści się 280ml szamponu. Jego zabarwienie jest przezroczysto-zielone, a konsystencja raczej glutowata (często charakterystyczna dla naturalniejszych szamponów). Zapach kosmetyku nie jest, według mnie, zbyt przyjemny, pachnie trochę tanimi żelkami, a akurat fanką żelków nie jestem. Niemniej jednak, nie przeszkadza przy myciu i nie czuć go na włosach po wyschnięciu. Do jednokrotnego umycia włosów zużywam około 3 pompek kosmetyku. Pompka nie zacina się i jest wygodna przy tego typu konsystencji (która lubi być wysiorbana z powrotem do zwykłego opakowania).
Szampon przypadł mi do gustu przede wszystkim ze względu na swoją delikatność. Jest naprawdę łagodny dla włosów i skóry głowy. Mam wrażenie, że ma właściwości lekko nawilżające (zresztą zawiera sporo dobroczynnych składników). Moje włosy bardzo go lubią, ponieważ absolutnie ich nie plącze. Pozostawia je gładkie i przyjemne w dotyku, nawet bez użycia odżywki. Kiedy go używam, moje włosy przetłuszczają się w standardowym tempie. Bardzo go sobie chwalę, ponieważ idealnie nadaje się do codziennego stosowania. Warto pochwalić też skład, bo jest jednym z lepszych przy szamponach marki Planeta Organica.
Cena: ok. 20zł Pojemność: 280ml Dostępność: np. Skarby Syberii
No comments:
Post a Comment