Witajcie! Dzisiaj pokażę Wam duży haul. Produkty te zdobyłam w ciągu kilku dobrych tygodni, niektóre rzeczy były kupione nawet na początku lipca. Kilka rzeczy, które Wam pokażę kupiłam sobie sama, kilka pochodzi z wymiany, a reszta to gifty ze zlotu. Zapraszam!
Na sam początek pokażę Wam, co kupiłam sobie ostatnio. Jakieś 2 tygodnie temu byłam na stoisku Golden Rose, żeby kupić koleżance prezent w postaci pomadki. Zobaczyłam, że akurat mają na stanie dość popularną konturówkę do ust nr 306 i postanowiłam ją wziąć. Prawdę mówiąc myślałam, że kolor będzie bardziej neony, ale i tak jestem zadowolona z tego zakupu - niedługo możecie spodziewać się recenzji, bo zdjęcia już mam. Kredka kosztowała 4,90zł.
Wczoraj również byłam w Magnolii, postanowiłam, że kupię sobie zachwalany przez Hanię (digitalgirl) korektor z Kobo (ponieważ mój p2 niedługo się skończy), który kosztował 16,99zł. Podeszłam też na stoisko Golden Rose raz jeszcze i tym razem kupiłam pomadkę dla siebie i dla mamy. Dla siebie wybrałam odważny, fioletowy odcień 125, natomiast dla mamy różowy, dzienny 110 (nie ma na zdjęciu). Pomadki kosztują 9,90zł. Przy okazji, postanowiłam podskoczyć do MACa po próbki podkładów. W końcu chciałam wypróbować, czy warto. Wzięłam po próbce Studio Fix i Pro LongWear, a kolor jaki mi doradzono na teraz to NC20.
Na początku lipca, kiedy w Biedronce pojawiły się suche szampony Batiste i skarpetki złuszczające Purederm, kupiłam sobie właśnie taki zestaw. U mnie w sklepie była dostępna tylko jedna wersja szamponów i była to właśnie Original (może wcześniej były inne, ale ja byłam na zakupach pod koniec oferty). Jak widzicie, ciągle mam ją zapakowaną, bo w użytku mam jeszcze Blush. Z mamą kupiłyśmy sobie także po dwie pary skarpetek złuszczających i po jednym opakowaniu już zużyłyśmy. Mama jest zadowolona z efektów i rzeczywiście widzę, że pięty ma o wiele lepsze. Natomiast u mnie średnio to poszło, ponieważ zrobiłam sobie zabieg w złym czasie. Kilka dni po zastosowaniu skarpetek pojechaliśmy nad jezioro i piasek w wodzie sprawił, że chyba za szybko mi się ta skóra złuszczyła i efekt był marny. Skóra zeszła mi wszędzie, tylko nie z pięt, na których mi głównie zależało (jak chyba każdemu). Mam nadzieję, że druga para już się dobrze zaopiekuje moimi stopami ;)
Kolejne rzeczy to zdobycze z wymiany, która odbyła się na zlocie blogerek. Przygarnęłam kilka rzeczy, które mi się spodobały. Zaczynając od góry, od lewej: woda toaletowa Oriflame Rock'n'passion. Zapach mocny, dość ciężki, jak dla mnie typowo wieczorowy lub zimowy. Następnie przygarnęłam olej do włosów Oilmedica, który zresztą już kiedyś miałam i nawet recenzowałam na blogu. Bardzo lubię oleje i nie mogłam odpuścić temu. Chwyciłam także za paletkę Technic. Mam dwie pozostałe wersje kolorystyczne (czyli multi-kolorową i fioletową), a ta nie ciągnęłam mnie na tyle, bym miała ją kupić. Przy okazji te kolory się bardzo powtarzają, niby są inne, ale tak naprawdę na oku wyglądają identycznie i moim zdaniem to najmniej udana paleta Technic.
Spodobały mi się też dwa tusze do rzęs. Pierwszy to Rimmel Wonder'full, który nie zbiera zbyt pochlebnych opinii na blogach. Ja już go używałam dwa razy i jak dla mnie jest przeciętny, ale nie tragiczny. Drugi to Ingrid Bad Girls. Ostatnia rzecz to rozświetlacz Essence, o nazwie SWAAAAG! Ja rozświetlacza nie mam i w związku z tym, że daje on naprawdę delikatny efekt, postanowiłam go przygarnąć. Już używałam i jestem całkiem zadowolona.
A na koniec zostawiłam prezenty od sponsorów ze spotkania blogerek, na którym byłam niespełna tydzień temu. Pojawiło się sporo kremów, a ostatnio narzekałam, że właśnie wszystkie mi się kończą... teraz mam ich łącznie 8 :P Oczywiście kosmetykami podzieliłam się z mamą i teściową, dlatego nie ma ich wszystkich na zdjęciach. Jeżeli jesteście zainteresowane recenzjami którychś z tych produktów, to proszę dajcie znać :)
No comments:
Post a Comment